Jako że jestem miłośniczką przysłów i nawet nie wiem kiedy te mądrości ludu ze mnie wychodzą, to dziś mocno pcha mi się na język przysłowie „szewc bez butów chodzi”. Tak można by pomyśleć wiedząc, że para doświadczonych architektów mieszka w „bloku z wielkiej płyty”, a nie w uroczym domku z ogrodem.
Rzecz w tym, że to nasze doświadczenie zawodowe i życiowe pokazywało, że ludzie mieszkający w domach nieustannie coś przy nich robią, a to ogród, a to cosik się popsuje – wieczny obowiązek.
My staraliśmy się zawsze w piątek po zamknięciu komputera ruszyć gdzieś za miasto, z kimś się spotkać, powędrować, powspinać się, popróbować nowych smaków… więc uznaliśmy, że dom by nas tylko ograniczał.
Do tego znajomość procesów uzgodnieniowych w naszych krajowych realiach i trudności na rynku wykonawczym też nie nastrajały nas optymistycznie.
Ile razy w pracy trafiałam na „pomocnych urzędników” przedłużających procedury postępowań do granic ludzkiej wytrzymałości…. albo wykonawców, od których słyszałam „już jadę do pani na budowę”, ale po drodze najwyraźniej porywało ich ufo, bo do mnie nie docierali… jednym słowem – DRAMAT!
Później pojawiły się bliźniaki i nasze dotychczasowe życie ‘ciuteczkę’ się zmieniło 😉 W tych dniach zaczęliśmy dużo więcej czasu spędzać w mieszkaniu. No i koncepcja piątku też jakoś dziwnie się zmodyfikowała. ☺ Jednak nawet w tamtym dniach, gdy ktoś nas pytał, czy nie chcemy się budować, to myśleliśmy – dom za miastem = drugi etat w roli taksówkarza własnych dzieciaków, więc opcja nadal odpadała. Z czasem zaczęliśmy myśleć o większym mieszkaniu w mieście, ale tak niezobowiązująco.
Co zatem się zmieniło?
- Pewnie jak wielu z Was nam pandemia też dała się we znaki i poczuliśmy, ze fajnie mieć odrobinę więcej przestrzeni i możliwość bezpośredniego kontaktu z naturą.
- Do tego jakoś tak się ‘dziwnie’ złożyło, że nasi przyjaciele wybudowali dom w miejscu gdzie dojeżdża tramwaj, w pobliżu jest obwodnica śródmiejska, las i Odra – czyli lokalizacja miodzio.
- Kolejni przyjaciele kupili tuż obok działkę pod budowę bliźniaka i zaproponowali nam wspólną budowę (szaleni hihi ;)).
- Ostatecznie zostaliśmy pokonani, gdy usłyszeliśmy od przyszłego sąsiada, że może ten nasz niewielki ogródek nawet kosić jak wyjedziemy na weekend poza miasto.
No i taki jest początkowy –początek historii budowy BLIŹNIAKA NIE TAKIEGO BLIŹNIACZEGO